Tbiały stał się teraz beżowy, a żółty zniknął, co jest pozostałością po dziesiątkach meczów w deszczową pogodę. Szycie zaczyna się strzępić. Jednak w ten weekend talizman Panthers znów zadziała. Trzydzieści trzy lata po tym, jak Frank Neumann i jego żona Ann stworzyli sztandar „Purr-fect Panthers”, w tę niedzielę tak uwielbiany znak będzie uczestniczył w szóstym wielkim finale.
Nie zawsze był używany i wiele chudych lat klubu na przełomie lat 90. i 2000. spędził w garażu Neumanna, ale kiedy latał, najczęściej Pantery wygrywały. Neumann z radością przypisuje sobie przynajmniej zasługę.
„Podczas finałów w 1991 roku zdecydowałem, że chcę zrobić coś, co mógłbym zabrać na mecze, więc moja żona szyła, a ja malowałem, a ja próbowałem wymyślić coś, co mógłbym na to założyć” – mówi.
„Więc pomyślałem: «Idealnie, zrobimy to jako PU-double-R, jak mruczenie grasującej pantery», więc namalowałem to i doszliśmy do finału przeciwko North Sydney, gdzie Penrith wygrał dostać się do wielkiego finału.”
W następnym tygodniu pojechali ponownie, aby obejrzeć, jak klub zdobywa swój pierwszy tytuł mistrzowski, a Panthers pokonują Canberrę 19:12 w decydującym meczu. Imponujący rekord Penritha od czasu powstania sztandaru w 1991 roku to pięć zwycięstw w sześciu meczach. Nie jest to całkiem „mruczenie”, ale jest blisko. „Biorę to” – mówi Neumann.
Baner spędził większość lat 90. w stanie hibernacji. „Życie się zmieniło, mieliśmy dzieci, byliśmy zajęci innymi sprawami” – mówi Neumann. „Ale kiedy nasze dzieci zaczęły dorastać na tyle, aby chodzić na mecze, problem powrócił i w tym samym czasie Panthers znów zaczęło się podnosić”. Rodzina wzięła sztandar do wielkiego finału w 2003 roku, kiedy klub zanotował drugą pozycję w lidze po zwycięstwie 18-6 nad Roosters.
Syn Franka, Eric, był wtedy jeszcze w szkole podstawowej, ale gdy podrósł na tyle, że mógł sam chodzić na mecze, przejął odpowiedzialność za sztandar. Zbiegło się to z okresem ostatnich niezwykłych sukcesów Panthers. Doskonała gra słów na wzgórzu – pierwsza linijka napisana kursywą, druga pogrubiona szeryfem – w uroczy sposób uzupełniała dominację Penritha na boisku.
„Kiedy mój syn zaczął tego używać, stał się synonimem tego produktu. Był tam co tydzień, zabierał go ze sobą wszędzie, zabierał go na ryby, ma jego zdjęcia na brzegach wszystkich rzek w zachodniej Nowej Południowej Walii, był jakby częścią niego” – mówi Neumann. „Ale teraz przeprowadził się do Tamworth, więc niestety nie może już przyjechać. Odzyskaliśmy sztandar i to my musimy to zrobić”.
Czasy się zmieniają zarówno na boisku, jak i poza nim. Eric jest w Tamworth, a Frank i Ann przeprowadzili się z St Marys w góry w Springwood. Niezłomni Jarome Luai i James Fisher-Harris opuszczą klub po zakończeniu sezonu. Stadion Penrith zostanie częściowo zburzony i odbudowany, co w 2025 roku wymusi na klubie opuszczenie tradycyjnej siedziby.
Frank (62 l.) należy do pierwszego pokolenia dożywotnich Panter. „Pamiętam, jak przyszedłem na mecz w 1967 roku [the club’s first season] kiedy miałem pięć lat. Pamiętam, jak siedziałem na wzgórzu z moimi siostrami, widziałem ludzi biegających po trawie i siedziałem wśród setek ludzi na wzgórzu, patrzyłem na to i myślałem, co się tam dzieje”.
Wracał z matką i przyjaciółmi „w wielu dobrych i złych chwilach”. „Pamiętam stare, dobre czasy, kiedy [in 1974 Great Britain internationals] Przyszli Mike Stephenson i Bill Ashurst i byli cudowni w kwestii tego, co wyprodukują dla klubu, ale po prostu nic się nie wydarzyło.
Zagraliśmy kilka dobrych meczów, ale przez wiele, wiele lat to były po prostu złe dni. A potem, na początku lat 90., zaczęli działać dobrze i wszystko było fantastyczne. Byliśmy bardzo szczęśliwi, a potem incydent z Benem Alexandrem [where the young Panther was killed in a car accident in 1992] tylko nas zepchnęło do tyłu, a odbudowanie wszystkiego zajęło tak dużo czasu”.
Dzisiejsza atmosfera wokół klubu jest zupełnie inna niż te mroczne dni. We wtorek klubowy dzień kibiców zgromadził ponad tysiąc fanów, co skłoniło zwycięzcę Premiership z 1991 r. Grega Alexandra – brata Bena – do poinformowania kibiców, że tego dnia było tam więcej ludzi niż zwykle na meczach u siebie.
Frank widział, jak poparcie rośnie. „Mieliśmy przepustki dla członków w Den – oddanych kibiców – przez ostatnie siedem, osiem lat, jeśli nie więcej, i nigdy nie było pełne, zawsze było puste, a tłumy były smutne, ale można było to po prostu zobaczyć budować, budować i budować” – mówi.
Remont stadionu jest słodko-gorzki. Zgadza się, że to konieczność, ale oznacza to kolejne oderwanie się od przeszłości. „Jest nam smutno, że stracimy to, czym jest teraz, ponieważ to tylko część nas, dorastaliśmy z tym wszystkim, ale przyzwyczaimy się do tego”.
Wie, że sztandar też nie zawsze będzie w pobliżu. „To zaczyna się rozpadać. Są w nim dziury i wszędzie się strzępi. Właściwie to pomyślałem tydzień temu, że może będę musiał go zastąpić i umieścić ten w muzeum” – mówi. „I dokonaj identycznego zamiennika, który wytrzyma ciężką pracę, jaką musi przejść”.