We wtorek w południe krewni zebrali się na cmentarzu w tym mieście w południowym Libanie, aby pochować część osób zabitych w izraelskim nalocie na pobliską wioskę Ain Al-Deleb.
Chociaż strajk, który zniszczył dwa budynki mieszkalne, miał miejsce w niedzielę, ekipy ratownicze zakończyły wydobywanie ciał dopiero we wtorek. Władze podały, że liczba ofiar śmiertelnych wyniosła 45 osób, ale prawdopodobnie wzrośnie.
Gdy we wtorek wybuchł konflikt między Izraelem a Hezbollahem, Libańczycy starali się trzymać z dala od przemocy. W ostatnich dniach w całym kraju zginęło ponad 1000 osób, a prawie 1 milion zostało wysiedlonych.
Izrael, który we wtorek rozpoczął inwazję lądową, przeprowadził setki nalotów i ostrzegł mieszkańców wielu miast, aby natychmiast się ewakuowali, ponieważ kolejne są w drodze.
W sali modlitewnej na cmentarzu w Sydonie członkowie rodziny zgromadzili się wokół 12 otwartych trumien. Jedna z kobiet, z oczami zapuchniętymi od wielogodzinnego płaczu, usiadła przy trumnie z napisem „Deniz Al-Baba” i położyła głowę na worku na zwłoki. Sięgnęła ręką do trumny z ciałem Alego Al-Rawaasa, syna Baby.
Na pobliskim krześle z kulami u boku siedział 62-letni Abdul Hamid Ramadan. Został ranny w niedzielnym strajku, w wyniku którego zginęła także jego córka, 28-letnia Julia, i jego żona Jinan Al-Baba.
„Izrael przybył i od razu zmienił bieg mojego życia. Moja żona, moja córka, dom, za który płaciłem przez ostatnie 20 lat” – powiedział.
Jego gniew narastał i obwiniał Amerykę, ostro karcąc jej przywódców za „twierdzenie, że chcą zawieszenia broni, a następnie wysłanie Izraelowi 1 miliona – miliona! — ton amunicji.”
„Przez cały ten czas ciężko pracowałem, aby móc powiedzieć, że poświęciłem się dla mojej rodziny i nikogo więcej” – powiedział. „A teraz nie ma mojej żony, mojej partnerki życiowej. A Julia, uśmiech naszego domu, zniknęła.”